0

Lęki to nasi towarzysze codzienności. Mamy obawy o zdrowie i bezpieczeństwo naszych dzieci, o przyszłość, o pracę itd. Jednak powinniśmy starać się zrozumieć, dlaczego się one pojawiają. Dzięki temu będziemy w stanie poradzić sobie z ich silnym oddziaływaniem, które nierzadko blokują nas przed nowymi doświadczeniami.

O co zapytaliśmy:

  • Skąd się biorą lęki?
  • Jakie są najczęściej występujące lęki, które blokują nas przed cieszeniem się życiem, jakiego dla siebie pragniemy?
  • Dlaczego lęki skutecznie utrudniają nawiązywanie wartościowych relacji?
  • Jakie są negatywne skutki życia w lęku?
  • 5 wskazówek, jak efektywnie uporać się z lękami, by cieszyć się spełnionym życiem.

Nasz gość:

Beata Rybak – coach kryzysowy, trener rozwoju osobowości persolog® oraz coach kryzysowy akredytowany przez Polskie Towarzystwo Coachingu Kryzysowego. Założycielka Akademii Emocji Bez Tabu. Więcej informacji na beatarybak.com.

Lęki – dlaczego sprawiają, że uciekamy przed życiem? – rozmowa z Beatą Rybak

Transkrypcja:

Dominika Hapek: Dzień dobry, Moi Kochani! Witam Was bardzo serdecznie na fanpage’u Sama Mama. Moim gościem jest Beata Rybak. Witaj, Beatko!

Beata Rybak: Witam Wszystkich bardzo serdecznie i dziękuję za ponowne zaproszenie – dzięki wielkie.

DH: Moi Drodzy, dzisiaj mam dla Was temat związany z lękami. Długo zastanawiałyśmy się z Beatą – ponieważ Beata jest ekspertem w Samej Mamie, jest coachem kryzysowym, pracuje z kobietami na co dzień – nad tematem naszego spotkania. I doszłyśmy do wniosku, że lęki to jest to, z czym my, mamy, my, kobiety, bardzo często się borykamy. I często też nie dajemy sobie prawa do tego, żeby się otwarcie do tych lęków przyznać, żeby otwarcie o nich mówić. W związku z tym postanowiłam, że dzisiejszym naszym tematem będą lęki – dlaczego sprawiają, że uciekamy przed życiem. Naszym gościem jest Beata Rybak, coach kryzysowy. Witaj, Beatko, jeszcze raz.

BR: Jeszcze raz witam Was bardzo, bardzo serdecznie. I cieszę się, że będę mogła dzisiaj podzielić się swoją wiedzą i całkiem sporym doświadczeniem, zwłaszcza w tym temacie. Ponieważ przeważnie właśnie młode kobiety – w ogóle kobiety – kiedy przychodzą do mnie, to przepełnione są lękami, które tworzą w nich wiele negatywnych emocji.

DH: Właśnie myślałam o tym, od czego zacząć. I chciałabym zacząć od najprostszego pytania – definicji, czym są lęki.

BR: Lęki to są pewne schematy myślowe, które my w sobie kształtujemy. Ale my je kształtujemy nie bez przyczyny. Bo są źródła lęku i oczywiście najbardziej powszechnym źródłem lęku jest nasz dom rodzinny. I bardzo często lęki przekazują nam nasze mamy, nasi rodzice czy otoczenie, w którym dorastamy. Jeżeli na przykład nasze mamy mają w sobie lęki, pewne obawy – na przykład boją się zaryzykować, boją się odważnie działać, boją się podejmować decyzje, boją się jakichś zmian w życiu i będą nas przed tym „chroniły”, to my bardzo często też te lęki w sobie będziemy miały. I to jest taki naturalny proces, który wiąże się z naszym domem rodzinnym. Natomiast to nie jest jedyne źródło lęku. To jest jego najbardziej powszechne źródło. Pracując z klientkami, właśnie od tego zaczynam – pytam o rodziców, o ich życie, o podejmowanie decyzji, o dokonywanie wyborów (jak działali w życiu, czy potrafili dokonać zmiany).

Innym źródłem lęku, czyli tych naszych schematów myślowych, które się kształtują w nas na podstawie tego wszystkiego, co dostajemy, jest również społeczeństwo, w którym żyjemy. Niestety, ale tak jest. Są normy społeczne, tradycja. Bardzo często też niestety religia, nieodpowiednio podana, może być źródłem lęku. To wszystko właśnie może sprawić, że my żyjemy w przekonaniach lękowych, w takich stanach lękowych, obawiamy się. Oczywiście to się wiążę z naszym niskim poczuciem własnej wartości. Chciałabym zwrócić uwagę na to, że lęków nie możemy się pozbyć, ale możemy je zaakceptować. No ale o tym, co z nimi zrobić, będziemy rozmawiały dalej. Natomiast najważniejsze jest to, żeby zrozumieć, że to wszystko jest może tylko i aż w naszej głowie, że to są schematy, to są nasze myśli, to są nasze uczucia z tym związane. Bo myśli lękowe powodują powstawanie w nas różnego rodzaju emocji lękowych, właśnie związanych ze strachem, ze stresem. I to oczywiście jest dla nas bardzo blokujące niestety.

DH: Właśnie bardzo często się mówi: „pokonaj swój strach”, „przełam swojej bariery”, „wyjdź ze swojej strefy komfortu”. I często jest też tak, że my, jako kobiety, czujemy się odpowiedzialne za nasze dzieci, za tę naszą sferę dość bezpieczną, w której istniejemy na co dzień. I wolimy tkwić w tym lęku – bo go znamy, bo on jest dla nas taki pewny, oswojony – niż próbować go w jakiś sposób okiełznać. Czy myślisz, że proces wychodzenia ze stanu lękowego zależy od naszej wewnętrznej decyzji? Czy da się to przepracować na sesji coachingowej lub na sesji z terapeutą? I czy to najpierw musi wyjść od nas – czy my musimy być świadome tego, zdecydowane, że chcemy postawić temu czoło?

BR: Wszystko zależy od poziomu intensywności lęków. Jeżeli mamy stany lękowe, takie stany bardzo depresyjne, no to trzeba iść do psychiatry, trzeba iść do psychoterapeuty, i bardzo często to się wiąże z leczeniem farmakologicznym. To jest zupełnie inny rodzaj lęków – o innej intensywności. I trzeba poprosić o pomoc, bo bardzo często my sobie wtedy nie radzimy w ogóle z tym. Są też lęki, z którymi my sobie radzimy i które możemy bardzo często sami przepracować. Jeżeli zrozumiemy źródło lęku, zrozumiemy, że to jest tylko w naszej głowie i podejmiemy działanie, czyli wyjdziemy z tej tak zwanej strefy komfortu. Ale są też lęki, które są na przykład na takim średnim poziomie, z którymi my sobie nie radzimy, pomimo tego, że się staramy, pomimo tego, że sobie tłumaczymy, pomimo tego, że nam wszyscy tłumaczą, i wtedy warto poprosić o pomoc na przykład coacha kryzysowego czy psychoterapeutę. Jak najbardziej można sobie te lęki przepracować. Natomiast trzeba odróżnić lęki od takich bardzo intensywnych stanów lękowych depresyjnych. To są dwie różne sprawy i trzeba to jak najbardziej rozdzielić.

Tak jak powiedziałam, lęki można przepracować przede wszystkim poprzez zrozumienie, skąd się biorą. Bo jeżeli na przykład uświadomimy sobie, że to są tylko schematy, że to są tylko przekonania, które nam dali rodzice, to zrozumiemy, że one nie mają nic wspólnego z nami, z naszym życiem. To są lęki, które powstały w trakcie ich życia albo które zostały im przekazane. Nie stoją za tym żadne nasze doświadczenia, nie stoją za tym żadne nasze porażki, to są lęki naszych rodziców. Oni się bali i nam to sprzedali – nie czuję, że rymuję. [śmiech]

DH: Troszkę żartobliwie powiedziałaś, że nie wiesz, że rymujesz. A mnie przypomniała się taka anegdota, kiedy dorosła osoba nie robi czegoś, bo się boi. No i my pytamy: ale dlaczego się boisz? „Nie wiem, ale ja się boję, ja tego nie zrobię”. I w rozmowie wychodzi, że to właśnie mama czy babcia, czy inna osoba, która piastowała opiekę nad tym dzieckiem, miała te lęki i przekazała je temu dziecku. A potem już dorosła osoba weszła w życie z tym stanem i często nieświadomie powiela to. Ja bardzo bym chciała porozmawiać o tym, jakie lęki występują najczęściej i blokują nas przed cieszeniem się życiem. Bo to jest w sumie najważniejsza kwestia.

BR: Jeszcze zaczym odpowiem na Twoje pytanie, chcę poruszyć temat szkoły, dlatego że bardzo często, niestety, nauczyciele generują lęki w dzieciach. Nawet takie samo pójście do tablicy, wywołanie na środek sali – sama pamiętam, że człowiek szedł i się bał. Jeżeli jeszcze dziecko pójdzie pod tę tablicę i na przykład nie uda mu się rozwiązać zadania, i zostanie ośmieszone, zostanie po prostu nieodpowiednio potraktowane przez nauczyciela – nauczyciel nie podejdzie do tego ze zrozumieniem, tylko „siadaj, dwója” (znam to z autopsji), to takie wydarzenie generuje w nas lęk przed wystąpieniami publicznymi. Ty się będziesz bała w dorosłości wyjść na scenę, będziesz się bała powiedzieć coś na głos. I wydawałoby się, że jedno nie ma z drugim nic wspólnego, a jak najbardziej ma. Także otoczenie, w którym żyjemy, jest bardzo ważne. Bardzo ważne jest też podejście naszych rodziców.

Wracając natomiast do Twojego pytania – jednym z najczęściej występujących lęków jest lęk przed opinią i krytyką innych ludzi. No i to oczywiście rodzi w nas obawy przed podjęciem działań, przed dokonaniem zmiany, bo boimy się, co powiedzą inni, co pomyślą inni, jak nam coś nie wyjdzie. Niestety to jest jeden z najczęściej występujących lęków – zupełnie niesłusznie, dlatego że tak naprawdę to jest nasze życie. Trzeba sobie to uświadomić. I jeżeli nawet popełnimy błąd, to jest to nasz błąd. Jeżeli wyciągniemy z tego wnioski, to tylko lepiej dla nas. Warto to potraktować po prostu jako kolejną życiową lekcję, bo sama przyznasz, Dominika, że my tak naprawdę uczymy się na błędach. Kiedy popełniamy błąd, to dla nas jest to najlepsza lekcja. Oczywiście nikt nie chce popełniać błędów. Natomiast warto sobie uświadomić, że lęk przed krytyką i opinią innych ludzi jest najbardziej blokujący. Oczywiście ma to związek z naszym poczuciem własnej wartości, bo jeśli nie wierzymy w siebie, jeżeli nie wierzymy, że sobie poradzimy, to zazwyczaj wtedy sięgamy po opinię innych ludzi, bo sobie po prostu nie ufamy. „A ktoś inny wie, co jest dla mnie lepsze”. To nas blokuje, to potęguje jeszcze bardziej lęk przed ruszeniem do przodu. I na przykład bardzo często my chcemy jakiejś zmiany albo na przykład chcemy się rozwieść, „no ale co powie rodzina, a co powiedzą sąsiedzi; rozwódka z dwójką dzieci, hello”.

DH: Dobrze, że o tym wspominasz, bo właśnie czekałam na moment, w którym będę mogła z Tobą rozwinąć wątek sytuacji okołorozwodowej. Drodzy Państwo, pozwolę sobie na trochę prywaty. Biorę udział aktualnie w szkoleniu i jedna z koleżanek mówi: „Dominika, przekaże numer telefonu do twojej Fundacji koleżance. Mieliśmy wyjazd integracyjny i mąż jej nie pozwolił jechać”. No i na tym szkoleniu zapadła tak niezręczna cisza. Trenerka czekała na to, co ja powiem, ja czekałam, co powie reszta. I zdania były podzielone co do tego, dlaczego ona nie powinna jechać. Mężczyźni się wypowiadali, kobiety. I usłyszałam bardzo mądrą odpowiedź jednej z pań, która powiedziała, że ona się boi mu przeciwstawić czy powiedzieć „nie”. Ja myślę, że lęki, które są w sytuacji związku przemocowego, są zupełnie inne i na zupełnie innej płaszczyźnie niż w relacji partnerskiej, gdzie rzeczywiście możemy wypowiadać swoje zdanie, ono jest akceptowane i jest respektowana też taka nasza przestrzeń i nasza prywatność. Natomiast mówię o tym przypadku nie dlatego, żeby tutaj podbijać działalność Fundacji i jakby szczycić się tym, że pomagamy kobietom, które są w trudnych relacjach, tylko chcę powiedzieć, że te lęki, o których my dzisiaj z Beatą rozmawiamy, mogą być na wielu płaszczyznach.

I dlatego też bardzo ważne jest to, żeby sobie uświadomić, przede wszystkim sama przed sobą, czy rzeczywiście ja się boję, bo boję się o swoje zdrowie i o swoje bezpieczeństwo. Czy ja się boję, ponieważ czuję dyskomfort związany z tym, że opinia brata, siostry, teściowej, mamy, sąsiadki, księdza czy pani nauczycielki może wpłynąć na to, jak mnie inni postrzegają, a przez to ja się będę czuła źle. Myślę, że każda z nas jest w stanie zrobić sobie taki wewnętrzny rachunek sumienia i przed samą sobą przyznać, czego tak naprawę się boi. Bo wiele kobiet – i tutaj Beata przyzna mi na pewno w jakiejś części rację – ucieka od tego lęku w inne sfery, bo nie chce o nim myśleć i nie chce przyznać, że ten lęk gdzieś w nich jest. Właśnie przed tym, że boją się być same, boją się, jak sobie poradzą, bo otoczenie je też wpędza w taką spiralę niepewności. A potem ma to wpływ na rzeczywiste odbieranie zdarzeń, tego, co się w życiu dzieje. I nie jesteśmy w stanie racjonalnie podejmować decyzji, bo jesteśmy podsycane tym lękiem, ale takim sztucznym, który otoczenie na nas wymusza.

Ja bardzo bym chciała, żeby wszystkie kobiety, które są w takiej sytuacji, jaką my już mamy za sobą, wiedziały, że jest w nas duża siła, że jest w nas ogromna moc. I naprawdę to, co wydaje nam się straszne, nie do przeskoczenia w sytuacji około rozwodowej czy porozwodowej, nabiera zupełnie innego formatu, innych barw. I mierzymy się z innymi wyzwaniami, może i trudniejszymi, ale zdecydowanie jest nam na wielu płaszczyznach łatwiej i jest dużo spokojniej. Pamiętam taką rozmowę, przepraszam, że jeszcze spuentuję.

BR: Spoko, spoko.

DH: Pamiętam taką rozmowę z osobą, która u nas gościła. Powiedziała, że jak przymierzała się do rozwodu, to zaczęła się zastanawiać, czego ona się tak naprawdę boi. Bo to było zawsze owiane takim tematem, że nie powie rodzicom, bo oni są w wieloletnim stałym związku, więc na pewno będą na niej wymuszać, żeby jednak została przy mężu, przy którym nie chciała być. I tam wyszły lęki dotyczące bardzo takich wydawałoby się trywialnych rzeczy: „ale jak ja sobie zarządzę samochodem” (takie organizacyjne rzeczy, że trzeba wymienić opony, olej, przegląd zrobić), „kto nauczy moje dzieci jeździć na nartach, skoro ja nie umiem”.

I ja pamiętam, ja to powtarzam i ja będę o tym mówiła wielokrotnie, że moim największym lękiem było, że moje dzieci nie umieją pływać. I co zrobiłam? Zapisałam je po prostu na basen. Uświadomiłam sobie, że jeżeli ja nie jestem w stanie nauczyć je na tyle, żebym czuła się pewnie, że kiedy uczestniczą w zabawach blisko wody, są bezpieczne, to mogę zorganizować czas tak, żeby skorzystały z takich zajęć na basenie. I to też uczy samodzielne mamy takiego radzenia sobie w życiu. Mówię o tym dlatego, że już coraz więcej osób nas ogląda i pewnie będzie nas oglądało, i panie są na różnym etapie, różne te lęki mają. Często związane właśnie z dziećmi. W sytuacji okołorozwodowej nierzadko bardziej się troszczymy o dzieci niż o nas samych. Wiec dajmy sobie taką przestrzeń nawet na wypisanie tych lęków. Ty będziesz na pewno o tym mówiła, nie chcę wchodzić w Twoje kompetencje. Ja patrzę bardziej z perspektywy naszych spotkań z mamami, co do nas dociera, jak dziewczyny sobie radzą, jakimi sposobami. Mają takie swoje własne sposoby radzenia sobie z lękami – wypisywanie lęków, oswajanie ich, mówienie o nich. Trzeba zacząć o nich po prostu mówić, uświadomić sobie, że one są. I zacząć powoli się z nimi oswajać. Jezu, przepraszam, rozgadałam się i weszłam Ci w Twoją puentę.

BR: Bardzo proszę, bardzo ciekawie mówisz, także spokojnie.

DH: Ja to mówię z perspektywy osoby, która rozmawia z paniami troszkę inaczej, bo Ty jesteś w relacji coach – klient, a my wielokrotnie rozmawiamy przy kawie, bardziej nieformalnie. Więc jeżeli uda mi się coś dla pań między słowami przeczmyknąć, jakieś fajne rzeczy, to bardzo chętnie się tym dzielę, bo to są takie, moim zdaniem, wartości dodane. Często nie wiemy, gdzie szukać informacji, a tutaj może akurat coś któraś z pań skorzysta. Wracając już do pytań – mówiłyśmy o tym, że bardzo często te lęki są różne, mówiłyśmy o tym, że one troszkę nie pozwalają nam się cieszyć życiem. Ja bym chciała do tego nawiązać. Co możemy zrobić, żeby te lęki właśnie nam nie przeszkadzały w życiu? Masz jakieś magiczne wskazówki?

BR: To, że dzielisz się swoją wiedzą i swoim doświadczeniem, jest bezcenne. I jest to na pewno duża, duża wartość, dlatego że nasze doświadczenia są najlepszą wiedzą, bo one są po prostu nasze. Nie ma tego w żadnej książce tak naprawdę. To, o czym mówiłaś, wiąże się z lękiem, który się nazywa lękiem przed odpowiedzialnością. My boimy się wziąć odpowiedzialność za własne życie. A boimy się dlatego, że bardzo często oddajemy pałeczkę naszego życia na przykład naszym mężom. Właśnie oni za nas robią wiele rzeczy. Ja też pracowałam z kobietą, która nie potrafiła nawet ogarnąć sfery finansowej, w sensie płacenia rachunków, bo to mąż zawsze płacił rachunki. I jak się rozwiedli, to ona miała problem, jak ona sobie z tym poradzi. Warto pamiętać, że jak jesteśmy w relacji, to oczywiście dzielmy się obowiązkami, natomiast nie oddawajmy pałeczki naszego życia, naszej odpowiedzialności, innemu człowiekowi. Kiedy się rozstajemy, właśnie wtedy narasta w nas takie poczucie bezradności, bezsilności. My się boimy tej odpowiedzialności, która idzie za tym, że musimy same zacząć kierować własnym życiem. To jest właśnie związane z tym, o czym Ty mówiłaś.

Bardzo często my w takiej relacji wchodzimy w tak zwaną rolę ofiary, czyli że my nie umiemy, nie potrafimy, że bez mężczyzny sobie nie poradzimy. Co jest oczywiście nieprawdą. Każda z nas sobie poradzi, tylko my musimy się tego uczyć. My musimy się uczyć opłacania rachunków. Musimy się uczyć zmiany opon i wielu innych rzeczy. Nie dzielić, że to jest męskie, to jest żeńskie – bo to są stereotypy. Oczywiście warto dzielić się obowiązkami, natomiast nie tak, że później my nie mamy tego zaplecza finansowego, bo mąż robi karierę, a my siedzimy w domu z dziećmi. Ale wracając do Twojego pytania, które dotyczyło… Jakbyś mogła powtórzyć, bo oczywiście się zagapiłam. [śmiech]

DH: Jak oswoić lęki, żeby móc cieszyć się życiem?

BR: Przede wszystkim swoje lęki trzeba zrozumieć, trzeba znaleźć. Bo lęków z życia się nie pozbędziemy. Dlaczego? Dlatego że strach jest nieodłączną częścią naszego życia. To jest uwarunkowane genetycznie, to siedzi w naszym mózgu. Nie pozbędziemy się strachu. I jeżeli ktoś mówi na szkoleniach, że można się pozbyć strachu – nie, trzeba znaleźć odpowiedni poziom strachu, poziom stresu, który jest dla nas akceptowalny. Czyli pomimo tego, że odczuwamy stres, odczuwamy strach, idziemy i działamy, bo jesteśmy ciekawe tego, co jest za zakrętem, bo jesteśmy ciekawe zmiany, bo chcemy czegoś innego od życia dla siebie. Także najważniejsze jest to, żeby właśnie znaleźć ten punkt, i przede wszystkim zrozumienie, że to jest tylko lęk, że za tym nic nie stoi, że nawet jeżeli doświadczyliśmy w życiu porażki, to jest to tylko przystanek na naszej drodze. Gdzie my się na chwilę zatrzymamy, wyciągniemy wnioski i idziemy dalej – działamy pomimo strachu, pomimo lęku, pomimo obaw. Dla mnie zawsze taką wskazówką, którą daję moim klientkom są pytania: Czy lepiej siedzieć w swojej strefie komfortu i przegapić swoje życie? Czy lepiej jednak – pomimo lęku, stresu – wyjść z tej swojej strefy komfortu i spróbować żyć? I wtedy bardzo często moim klientkom otwierają się oczy. Bo rzeczywiście masz do wyboru albo wegetację, albo życie. I wybór należy do ciebie.

Jeżeli żyjemy w lękach, to żyjemy w przeszłości zazwyczaj, czyli nie w teraźniejszości. I nie patrzymy z optymizmem i radością w naszą przyszłość, tylko tkwimy bezsensownie w naszej przeszłości. Tkwimy w tym „co by było, gdyby było”, tkwimy w pisaniu czarnych scenariuszy na przyszłość, a to wszystko wiąże się z tymi schematami, które generują w nas negatywne emocje. Więc bardzo ważna jest umiejętność reagowania na nasze emocje, umiejętność rozpoznawania naszych myśli i reagowania na nie tak, że to jest myśl, która mnie nie wspiera, i że to jest tylko myśl, tylko myśl. Nie pamiętam, jak się ta pani nazywa – bardzo ją lubię, czytałam jej książki – która mówiła: „To jest tylko myśl, a myśl można zawsze zmienić”. I to jest prawda. I dlatego, moim zdaniem, żeby cieszyć się życiem, warto zaryzykować. Bo życie to jest ryzyko, życie to jest ciekawość życia. Życie to jest to, o co powinnyśmy zawalczyć pomimo naszych lęków. Ja uważam, że to jest najważniejsze. I nawet jeżeli jesteśmy po rozwodzie czy jesteśmy w trakcie rozwodu i wszyscy na nas patrzą wręcz oskarżająco. Albo patrzą na nas tak, że „a to pewnie jej wina”, albo „chłopa przy sobie nie umiała utrzymać”. Znacie to, tak? Znacie to. I przeważnie się niestety obwinia kobiety, a nie mężczyzn. I ja nawet ostatnio miałam taki przypadek i pracuję zresztą teraz z taką dziewczyną, która się rozwiodła, bo miała męża alkoholika. I miała bardzo duży problem ze swoją mamą, bo mama się nie zgadzała na jej rozwód, obwiniała ją, że to jest jej wina, że to chłop przez nią pije, bo coś jest z nią nie tak. Więc wyobraźcie sobie, jakie ta dziewczyna miała zaniżone poczucie własnej wartości, skoro jej matka była przeciwko niej. Nie miała tego wsparcia, tylko wręcz odwrotnie. Ale rozwiodła się, zawalczyła o siebie. I teraz ma nowego partnera. Oczywiście te przeszłe doświadczenia powodują, że ma teraz problemy w tej relacji, ale idzie do przodu. I ja jestem z niej mega dumna, bo właśnie pomimo tego lęku (bardzo się boi tego wszystkiego) powiedziała, że zrobi to dla swoich dzieci.

DH: Cudownie. To jest ta siła i energia.

BR: Bo chce pokazać, że można, zwłaszcza że ma córkę. I powiedziała, że ona chce przerwać ten zaklęty krąg. Ten krąg lęków, tych strachów, tkwienia w sytuacji pomimo tego, że jesteśmy nieszczęśliwe, niespełnione. Pomimo tego, że ktoś nas gnębi psychicznie, niestety, bardzo często też i fizycznie. Ona ruszyła i przeciwstawiła się całemu światu. I aż normalnie kręcą mi się łzy w oczach, bo jestem mega z niej dumna. Bo taką rewolucję w swoim życiu zrobiła, że wow, naprawdę. Zmieniła wszystko praktycznie o 180 stopni pomimo sprzeciwu rodziców, zwłaszcza mamy. A też właśnie były takie teksty: „Ciekawe, kto się teraz zajmie twoimi dziećmi, bo ja ci nie pomogę, jak z mężem nie chcesz dojść do porozumienia”. A ona miała dojść do porozumienia z facetem, który nie dosyć, że pił, to jeszcze potrafił na nią podnieść rękę.

DH: Cudowna inspiracja dla innych kobiet, które gdzieś są na tej ścieżce dochodzenia do decyzji. Ja, Drogie Panie, również pozwolę sobie na przytoczenie historii, gdzie mama po wyjściu z sali rozpraw – małżonkowie już po rozprawie – zamiast wspierać córkę, poszła do byłego zięcia i pocieszała jego. Więc różne historie się zdarzają. Świat o wielu słyszał. Ja myślę, że my z Beatą mogłybyśmy naprawdę książkę napisać na ten temat tego, co nam mówią nasze podopieczne. Natomiast to wszystko pokazuje też, jak wielką siłą jesteśmy i jaką energię mamy w sobie do tego, żeby zacząć działać i stopniowo, krok po kroku, realizować swoje cele.

W zwalczeniu pewnych lęków pomaga też magiczna moc słów – zamieniamy słowo „muszę” na słowo „chcę”. Tutaj już jako ekspert, proszę, wypowiedz się, bo ja to przeczytałam, przygotowując się do spotkania. I chciałam zaproponować, żeby może takie wyzwanie nasze podopieczne z Samej Mamy zrobiły, że przez parę dni będą się pilnowały i te słowa, których dotychczas używały jako „muszę”, zastąpiły „chcę to zrobić, ponieważ” albo „zrobię to dlatego, że chcę to czy to, a nie, bo muszę”. To też zmienia perspektywę myślenia o wielu kwestiach i daje nam taką inną energię do działania i do zrobienia czegoś. Mentalnie zachodzi w nas zmiana.

BR: „Muszę”, „powinnam”, „trzeba” – jeżeli rozpoznacie u siebie takie słowa, że bardzo często ich używacie, to warto zwrócić uwagę, w jakim kontekście tak mówicie. Bo bardzo często używanie takich słów ma związek z negatywnymi przekonaniami, które mamy w głowie, czyli: „muszę to zrobić”, „trzeba to zrobić”, „powinnam to zrobić”. To się też słyszy w domu: „powinnaś to i to”, „musisz to i to”, „to trzeba zrobić, tamto trzeba zrobić”. Więc, Moje Kochane, „nic nie muszę, wszystko mogę” – po prostu. Wszystko mogę. I tak samo jak powiedziałaś – „chcę”, a nie „powinnam to zrobić”. Oczywiście to jest gra słów, ale bardzo ważna gra słów, dlatego że właśnie – tak jak słusznie zauważyłaś – my wtedy dajemy sobie zupełnie inny przekaz. I takie prawo, że jeśli chcę – to to zrobię, nie chcę – to tego nie zrobię. Ja naprawdę nic nie muszę. Ja chcę żyć, ja nie muszę żyć. Ja chcę korzystać z tego życia. W ogóle to, jak mówimy o sobie, to, jak zwracamy się do innych ludzi, jest bardzo ważne. Czy jest to taki pozytywny przekaz energetyczny czy raczej nie. No niestety słowo „muszę” od razu nam się wiąże z taką powinnością, że my musimy coś zrobić. Nie wiem, kto powiedział: „Nic nie muszę, wszystko mogę”, ale jest to moja osobista dewiza na życie, na którą mogę sobie już pozwolić.

I dla mnie osobiście najważniejsze jest to, żeby sobie uświadomić, że to jest nasze życie i że naprawdę my możemy żyć tak, jak chcemy, a nie tak, jak nam inni ludzie mówią. Od momentu, kiedy jesteśmy dorosłe, możemy żyć tak, jak pragniemy. I to warto sobie uświadomić. To jest tak mało, ale tak bardzo dużo, dlatego że wiele kobiet tego nie potrafi. Właśnie one żyją w tych powinnościach, w tym „trzeba”, w tym „powinnaś” – „powinnaś tak wyglądać”, „powinnaś tak zrobić”, „tak powinny być firanki powieszone”, „tak powinien być stół nakryty”. Zobaczcie, w jakie my się ramy wkładamy, w takie właśnie schematy utarte. A przecież to życie jest cudowne, tylko trzeba się pozbyć tych wszystkich pęt, tych lin – porozcinać je i iść do przodu.

DH: W pewnym momencie powiedziałaś o tym, że trzeba żyć swoim życiem, po swojemu, na swoich zasadach. U mnie bardzo często pojawia się taka myśl (i często też pada z ust osób, z którymi rozmawiam): „Teraz to ja potrzebuję stabilizacji. No bo jest niepewnie, jest różnie. Więc ja teraz będę robić wszystko, żeby było stabilnie”. I przypomniały mi się takie słowa Jacka Walkiewicza, który powiedział, że był ustabilizowany raz w życiu, jak miał gorset na plecach po uszkodzeniu kręgosłupa, i już drugi raz w życiu na pewno nie chciałby być w takiej stabilizacji. Więc raczej bądźmy otwarte na zmianę.

BR: Odważne.

DH: Tak, raczej bądźmy odważne, niż szukajmy stabilizacji. To tak puentując ten nasz wątek.

BR: To tak jak ludzie mówią, że szukają poczucia bezpieczeństwa – tak samo jak z tą stabilizacją. Też słuchałam Jacka Walkiewicza, bo on bardzo fajnie mówi o odwadze, o zaufaniu do siebie. Świetny wykład chyba na TEDxie był, bardzo mi się podobał.

Oczywiście jest taki moment, kiedy każda z nas potrzebuje się zatrzymać, chociażby nawet po rozwodzie. Kiedy my potrzebujemy tego czasu, żeby trochę wyciszyć emocje, żeby uspokoić się, żeby sobie to poukładać. Wtedy na przykład bardzo wiele moich klientek, jeżeli ma taką możliwość, wyjeżdża sobie na dwa czy trzy dni, żeby to wszystko sobie w głowie poukładać, żeby trochę zmienić perspektywę, odskoczyć od tego wszystkiego. Oczywiście nie każda z nas ma takie możliwości, wiadomo. Natomiast zawsze można wyjść na spacer, zawsze można iść gdziekolwiek, żeby trochę pobyć ze sobą, żeby tak naprawdę zadać sobie pytanie: I co dalej? W którą stronę chcesz iść, Dominika? Co chcesz zrobić, Beata, żeby Twoje życie wyglądało inaczej? Trzeba trochę popytać siebie, żeby w końcu odkryć, co jest dla nas ważne. Bo my bardzo często w toku całego naszego życia, w tym pędzie rodziny, my zapominamy, co jest dla nas ważne. Bo robimy to, co jest ważne dla dzieci, robimy to, co jest ważne dla męża, dla rodziców. A my to – „a jeszcze zdążymy”. I w końcu mamy 80 lat i nie zdążymy.

DH: I pyta nas wnuczek:

– Opowiedz, dziadku, historię ze swojego życia.

– No chciałem kupić kampera.

– No i co?

– Ale babcia nie pozwoliła. [śmiech]

Znowu przytaczam Jacka Walkiewicza.

BR: Tak, my przegapiamy bardzo często nasze życie. Bardzo często my same, naprawdę same, niepotrzebnie wkładamy się w takie schematy, w takie ramy, w to, co mówiłaś – w te powinności, w te „muszę”. A przecież nasze oczekiwania, nasze pragnienia, te nasze „chcę” jest ważne. Oczywiście, jeżeli żyjemy w relacji, żyjemy w rodzinie, „chcę” i potrzeby innych członków naszej rodziny są równie ważne. Natomiast niestety my, kobiety, o swoich potrzebach zapominamy. Bardzo często rodzi to w nas frustrację, rozgoryczenie – na przykład, kiedy dzieci odchodzą z domu, kiedy są dorosłe. „No a ja się dla ciebie poświeciłam, ja dla ciebie zrezygnowałam”. „A kto ci kazał? Nikt ci nie kazał, mamusiu”. Sama podjęłaś taką decyzję, sama chciałaś się poświecić. Sama zrezygnowałaś z siebie. Jak ja nieraz mówię to moim klientkom, to one w ogóle nie postrzegają tego tak, że przecież to była ich decyzja, że nasze dzieci chcą żebyśmy my, rodzice, byli szczęśliwi, żebyśmy się spełniali, żebyśmy byli odważni, żebyśmy ryzykowali, bo to samo im damy. A jak będziemy siedzieć i cieszyć się, tak jak na przykład wielu rodziców się cieszy – „a bo już mam pracę”. Albo dziecko dorosłe ma pracę – „to już siedź w tej pracy, ciesz się”. Nie siedź! Próbuj, szukaj, dopóki możesz. Szukaj dla siebie najlepszej pracy. Ja myślę, że ważne jest, by się rozwijać, podnosić swoje kompetencje, umiejętności, bo ja człowiek staje w miejscu, to zaczyna się cofać, czy tego chce, czy nie chce. Bo świat pędzi do przodu. A jeszcze dzisiejszy świat, o Jezu! [śmiech]

DH: Jest właśnie tak, jak powiedziałaś. My, kobiety, my, mamy, dostajemy taki feedback od męża czy od dzieci, które są już nastoletnie albo dorosłe. Mamy takie poczucie, że my się poświęciłyśmy, a oni tego nie doceniają. I dostajemy prosto w twarz odpowiedz: „ale kto ci kazał” albo „kto cię o to prosił”.

BR: Dokładanie. Taka jest prawda. No kto?

DH: I to łamie nam serce. I ja też wielokrotnie mówiłam, podkreślałam, że z naszym poświęceniem to jest trochę tak jak z tą historią o kurze i świni, i o jajecznicy na bekonie – że świnia się poświęciła. Drogie Panie, mimo tego, że jesteśmy mamami, żonami, to powinnyśmy zachować swoją autonomię, prawo do niezależności finansowej i niezależności w naszym rozwoju. I każda z nas niech to zinterpretuje, jak chce. Ale żeby nie było tak, że oddajemy całą siebie na płaszczyznę rodzinną, a potem okazuje się, że niestety nie doświadczamy uznania czy podziękowania, czy wdzięczności ze strony najbliższych, którzy w ogóle nawet nie mieli poczucia, że my coś poświęcamy. Oni uważali, że to się im należy, bo tak byli od małego przyzwyczajeni czy od początku związku byli tak nauczeni.

BR: Ale kto ich do tego przyzwyczaił? Tu trzeba sobie zadać pytanie. Oni są przyzwyczajeni do pewnych rzeczy, bo my robimy pewne rzeczy bardzo często nawet ponad nasze siły. Kto idzie ostatni spać? Kto gasi tę przysłowiową ostatnią lampkę, jak wszyscy już śpią? Mama. Tata pójdzie już spać, dzieci idą spać, a mama jeszcze to, to, to, to – jak ten automat po tej chałupie. A kto pierwszy wstaje rano? Mama. Bo trzeba śniadanie naszykować do szkoły, mężowi kanapki. I my się właśnie w ten sposób poświęcamy, a gdybyśmy nauczyły dzieci robić kanapki, to przecież miałyby nową kompetencję robienia kanapek.

DH: Tak. Powiedziałaś, że my tak nauczyłyśmy rodzinę. Nie wiem, czy słyszałaś o tych badaniach. Ostatnio Ola Budzyńska je gdzieś przedstawiała na jednej ze swoich prelekcji. Te badania dowodzą, że Polki, kobiety żyjące – i teraz słuchaj – w partnerskich związkach mają o trzy godziny mniej czasu niż ich partnerzy.

BR: Tak, tak. Ja też Oli Budzyńskiej słucham. Też ją bardzo lubię, bo ona jest taka praktyczna. Mówi prosto z mostu, jest konkretna bardzo w swoim przekazie.

I ona właśnie też opowiadała, że bardzo dużo kobiet ma do niej pretensje, że ma bałagan w domu. A ona mówi tak: „Albo prowadzę biznes albo mam bałagan w domu”. Nie jesteśmy w stanie się roztroić, rozdwoić. Dla niej ważniejsze jest to, żeby jej biznes się rozwijał. Rzeczy są porozrzucane, ale dzieci są nakarmione, są zadbane. Ona ma dziecko chore na cukrzycę, i to bardzo taką poważną. Dba, troszczy się o to dziecko. A to, że leżą porozrzucane rzeczy… Ona ma jeszcze dwa pieski w tej chwili, więc tam w ogóle szuru-buru w tym domu. Ale wiecie, to jest wszystko kwestia ustalenia swoich priorytetów. Dzięki temu, że Ola rozwija biznes, może dzieci zabrać na wakacje. Tym kamperem teraz ostatnio chyba jeździli po całej Polsce. Dzieci szczęśliwe biegały boso po trawach na Mazurach. I jakie ma znaczenie to, że skarpetki leżą rozrzucone? Ale oczywiście wiele kobiet wychowanych w takich schematach, że skarpetki to muszą być wyprasowane i poukładane, majtki obok, też poukładane, ma do niej pretensje. Natomiast ona jest już na tym etapie, że nie ma problemu z powiedzeniem, jak ona się z tym czuje.

DH: Badania, o których wspomniałam, pokazują, że mimo tego, że pracujemy zawodowo, w domu mamy drugi etat. A nasz czas, nie jest z gumy – są 24 godziny, które możemy zagospodarować. I potrzebne jest to, co powiedziałaś: wybieranie, priorytety, ustalanie sobie harmonogramu.

BR: Dzielenie się obowiązkami.

DH: Delegowanie obowiązków – dokładnie, oddawanie części zadań jest bardzo ważne i myślę też, że powinnyśmy się tego nauczyć. Ja teraz przypomniałam sobie taką wypowiedź mojej świętej pamięci babci, która mówiła: „Jak chcesz do mnie przyjechać na wizytę, to cię serdecznie zapraszam. Na wizytację – no niestety tydzień wcześniej się umów”. [śmiech]

BR: I to jest bardzo słuszne. Ja się z tym w pełni zgadzam. Tylko niestety nasze społeczeństwo ma na nas bardzo duży negatywny wpływ. Dlatego ja cały czas będę powtarzała: praca u podstaw, praca z naszymi córkami, zmiana tego wszystkiego, w czym my byłyśmy do tej pory wychowywane. To jest bardzo ważne. Dlatego cudownie, że prowadzisz taką Fundację. Bo jeżeli będziemy pracowały z tym, to jest nadzieja. Ja bardzo obserwuję Martynę Wojciechowską. I też wiele kobiet miało do niej pretensje, że ona chodziła po górach, a dziecko zostawało w domu. Ale ona właśnie mówiła, że to jest jej życie, że ona uwielbia chodzić po górach, a jej dziecku nie dzieje się krzywda. Ona wraca i to dziecko zabiera na wakacje, i jest szczęśliwą mamą. I jej dziecko widzi uśmiech na twarzy mamy, a nie sfrustrowaną mamę, która nie może realizować swoich pasji. Oczywiście każda z nas ma swoje. Wiecie, takie nawet prozaiczne rzeczy się liczą jak czas na przeczytanie książki. Chcę iść i poczytać książkę, a nie na przykład muszę w tym czasie stać z deską do prasowania i prasować, i koniec. Wybór albo prasowanie, albo książka. Wszystko zależy od naszego wyboru i przede wszystkim właśnie od uzmysłowienia sobie, że to, jak wygląda nasze życie, naprawdę zależy od nas. Do pewnego momentu zależy to od naszych rodziców, od szkoły, od społeczeństwa, ale w momencie, kiedy wchodzimy w dorosłe życie, zależy od nas.

DH: Przypomniałam sobie jeszcze o tym, że wiele kobiet w sytuacji okołorozwodowej – chcąc pokazać, jakimi to są matkami-heroskami, kobietami silnymi, udowodnić byłemu partnerowi albo światu, jak one sobie świetnie radzą – bardzo szybko się wypala, bardzo szybko traci energię. Bo jednak 24 godziny poświęcają uwagę na tę bieżączkę, na te sprawy, które trzeba załatwić. No i z jednej strony mają świadomość rozwodu, tego stresu, kryzysu, który dotknął ich życie i związek. Z drugiej strony mają problemy same ze sobą, bo muszą sobie z tym poradzić. Z trzeciej strony jest mąż były. Życzmy sobie takich, którzy się rozwodzą na pierwszej rozprawie – jak to mówi współpracująca z nami pani mecenas – aksamitnie. Ale mało takich jest. Przynajmniej do mnie takie panie nie trafiają, które się aksamitnie rozwodzą. Natomiast zmierzam do tego, że my w pewnym momencie powinnyśmy wejść na salę rozpraw pełne pewności tego, co będzie, i przekonane co do tego, czego my oczekujemy. A my nie mamy chwili, żeby się zastanowić, przemyśleć to, ułożyć sobie strategię, stworzyć taki plan działania. Właśnie dlatego, że jesteśmy przemęczone, wyczerpane, sfrustrowane, w pewnym momencie zaczyna już nam dochodzić do tego stres, niedospanie.

BR: Tak. I boimy się tego wszystkiego, co będzie. Tego, co będzie po tym rozwodzie. Bo to też jest à propos lęków. My się boimy, co będzie, bo nie wiemy, co będzie, nie wiemy, jak sobie poradzimy, więc to wszystko się ze sobą łączy.

DH: I to sprawia, że te mamy, te kobiety, zamiast wchodzić na salę rozpraw silne, to wchodzą wyczerpane emocjonalnie i fizycznie.

BR: Tak, pełne strachu, pełne obaw o to wszystko, co się z tym wiąże. Zgadzam się z Tobą. Trzeba mieć to na uwadze, bo niestety wszystkie lęki i stres bardzo nas wyczerpują energetycznie. Bardzo. A nie oszukujmy się, rozwód jest sytuacją bardzo stresogenną. Niektóre kobiety, jak wiemy, nie potrafią się pogodzić z rozwodem, z sytuacją rozwodową. Niektóre doświadczają depresji, niektóre doświadczają silnych lęków, bo się właśnie boją przyszłości, bo się boją tego, co będzie. A jeżeli nie mają swojego zaplecza finansowego, to ten lęk jest spotęgowany. Bo wiemy, jak wygląda sytuacja alimentacyjna w naszym kraju, wiemy, jak wygląda ściąganie alimentów w naszym kraju – że niestety można płacić 20 złotych i już jest OK, już cię komornik ścigać nie będzie. Więc to wszystko też generuje w nas lęki, bo dzieci przeważnie zostają z mamami, no i coś trzeba do tego przysłowiowego garnka wrzucić. A jakie są u nas zasiłki dla mam? I jakie są też u nas te pułapy? Ja nie pamiętam, jak jest teraz, ale wiem, ile było, jak ja się borykałam z takim problemem. To było 1500 złotych. Jak ja bym zarabiała 1500 złotych na naszą trójkę, to bym musiała, mówiąc kolokwialnie, zęby w ścianę wsadzić, żeby mi się jeść nie chciało, bo bym nie miała co jeść. Nie wiem, jak jest teraz, ale wiem, że te pułapy dochodów były dramatyczne, więc to wszystko sprawia, że my się boimy. Natomiast trzeba sobie zadać pytanie, czy lepiej żyć z kimś, kto się nad Tobą znęca czy cię bije, czy nadużywa alkoholu, a ty i twoja rodzina chorujecie. Bo prawda jest taka, że jeżeli ktoś nadużywa alkoholu, to choruje cała rodzina. To chorują dzieci, to choruje żona. I to też generuje lęki – przyjdzie pijany tata i co zrobi, czy będzie się bił, czy będzie się awanturował. To są potężne lęki, potężny stres.

A à propos badań – badania pokazują, że ponad 90 chorób generuje w nas stres. Więc tak naprawdę stres, zwłaszcza ten wysoki poziom stresu, powoduje, że my doświadczamy chorób związanych z krążeniem, nowotworów, no już nie wspominając o depresji, która jest obecnie czwartą chorobą ze względu na liczbę zgonów na świecie. Bardzo, niestety, duży wskaźnik u młodych ludzi (16.-18. rok życia). Więc to jest przerażające. Więc pomimo tego, że boimy się o tę naszą przyszłość, warto o siebie zawalczyć, bo jeśli nie będziemy miały zdrowia, no to wiadomo… I to wszystko będzie też miało przełożenie na nasze dzieci. Czasami może lepiej zdecydować się żyć skromniej czy po prostu postarać się sobie jakoś poradzić, niż tkwić w takich właśnie traumatycznych sytuacjach, które nie powodują, że te lęki znikają, tylko one będą coraz większe. I z tymi lękami nasze dzieci pójdą w świat i przekażą je dalej, więc to trzeba mieć na uwadze.

DH: Poruszyłyśmy takie bardzo trudne tematy, bardzo ciężkie kwestie. Natomiast bardzo bym chciała zakończyć pozytywnym akcentem. Aby puenta naszego spotkania pokazała, że są metody, są wskazówki. Wiem, że masz przygotowanych takich kilka wskazówek, jak radzić sobie z lękami, jak z nimi się uporać, aby cieszyć się życiem.

BR: Pierwsza wskazówka to: warto poznać swoje lęki, zrozumieć je, poznać źródła tych lęków, żebyśmy wiedzieli w ogóle, z czym my się mierzymy i z czego to wynika. Bo to bardzo nam pomaga w uświadomieniu sobie tego, o czym mówiłam na początku – że często to nie są nasze lęki, że to są lęki, które po prostu dostaliśmy w pakiecie wychowawczym.

Druga sprawa to: trzeba zrozumieć, że jeżeli zaczynamy w życiu coś nowego, jeżeli otwieramy się na zmianę, to nie tylko my się boimy, wszyscy się boją. Każdy z nas się boi, kiedy wyjmuje nogę poza swoją strefę komfortu, nie ma opcji. Ja nieraz rozmawiałam z ludźmi, którzy odnieśli nawet spektakularne sukcesy, i zawsze, jak zaczynają nowy projekt czy coś nowego, odczuwają lekki stres. Warto to sobie uzmysłowić. Warto sobie też zadać pytanie: Czy chcę siedzieć w swojej strefie komfortu, czy pomimo lęków i obaw chcę się cieszyć życiem? I odpowiedzieć sobie na to pytanie, co ja wybieram dla siebie.

I na koniec taka wskazówka: wszystkie trudne chwile w naszym życiu mijają, tak jak i dobre mijają. Trzeba sobie uzmysłowić, że nawet jeżeli w naszym życiu jest czasami pod górkę, to później już jest lepiej, to później, jak to się mówi, po burzy świeci słońce. Nie ma tak, żeby było cały czas źle. Ale bardzo dużo zależy od naszego nastawienia do tego, co się w naszym życiu dzieje. Bo jeżeli otworzymy się na te nowe, jeżeli otworzymy się na to, że chcemy żyć inaczej, to słoneczko w naszym życiu prędzej czy później zacznie świecić. I to warto sobie uzmysłowić. Sama przyznasz – bo i Ty masz trudne doświadczenia za sobą, i ja – one minęły. Ja nie powiem, że czas leczy rany, bo nieraz piosenka, nieraz jakieś podobne zdarzenie powoduje, że rana znowu zaczyna się jątrzyć. Natomiast trzeba sobie uświadomić, że to jest przeszłość, na którą ja już nie mam wpływu. Musze ją zamknąć. I żyć tu i teraz, i cieszyć się tym, co mam teraz, bo to nasza teraźniejszość tworzy naszą przyszłość.

DH: Dokładnie powiedziałaś w punkt to, co wiele kobiet potrzebowało usłyszeć. Bardzo Ci za te słowa dziękuję. Pojawiły się pytania na czacie. „W przypadku alternatywy mechanicznej kołatania od leczenia lęku czy serca” – przypuszczam, że tutaj albo urwało część tej wiadomości, albo ja nie do końca rozumiem treść. Rozumiem, że tutaj jest kwestia lęku i czegoś, co się dzieje w sercu, czy jakichś kołatań serca. Beatko, gdybyś była uprzejma…

BR: Lęki powodują pewne objawy fizyczne w naszym organizmie – właśnie kołatanie serca, na przykład pocenie się, na przykład bezsenność. Może być również drżenie rąk, nadmierne machanie rękoma. To wszystko może być na przykład spowodowane tym, że doświadczamy stresu czy lęku. Natomiast takie objawy mogą również wskazywać na to, że możemy mieć problemy na przykład związane z układem krwionośnym, czyli natury sercowej. Więc warto przede wszystkim pójść do lekarza i sprawdzić, porobić sobie badania. I dopiero potem zastanowić się, czy to jest związane ze stresem czy z lękami. Ten objaw, o którym tutaj Pani pisze, może być również po prostu objawem choroby. Więc najpierw idziemy do lekarza, robimy badania, wykluczamy wszystkie możliwości, a potem dopiero zastanawiamy się, czy to nie jest spowodowane tym, co się dzieje w naszej głowie, czyli właśnie lękami, stresem.

DH: Chyba wyczerpałaś odpowiedź, bo pani tutaj odpowiedziała, że dziękuje. Moi Drodzy, jeżeli macie jeszcze pytania do naszego eksperta, to jest przestrzeń, żeby je zadawać. Ja proszę, żeby zostawiać lajki, serduszka, komentarze w podziękowaniu za to, że nasz gość był dzisiaj z nami. Jest mi zawsze niezmiernie miło, że Wasze komentarze pojawiają się na czacie. Zawsze możecie do tego wrócić, nawet jeżeli dzisiaj nie ma Was z nami na żywo. Nagranie będzie dostępne na naszym Facebooku, będzie dostępne również na naszym kanale na YouTube: Sama Mama TV Channel. I tam też możecie zostawiać komentarze. My do nich na pewno wrócimy, jeżeli się pojawią.

BR: Jak najbardziej. Zadawajcie pytania. Ja zawsze zaglądam i patrzę, co tam się dzieje przez parę dni, także zadawajcie.

DH: Dokładnie tak, bo to są nagrania dla Was. Chcemy, żebyście Wy, żebyś Ty, Droga Słuchaczko, jak najwięcej z tego spotkania wzięła dla siebie. Jeżeli będą jakieś pytania do eksperta, jeżeli będziecie potrzebowały mojego pośrednictwa, żeby anonimowo się z ekspertem skonsultować, to oczywiście my, Sama Mama, służymy Wam tą przestrzenią. Chociaż myślę, że Beatę można też łatwo znaleźć w social mediach. Bardzo często też udostępniamy linki do wydarzeń, które Beata organizuje. Gdyby natomiast była taka potrzeba, że chcecie anonimowo zadać jakieś pytanie, to my jak najbardziej jesteśmy do Waszej dyspozycji, żeby skontaktować Was z panią coach. I żebyście mogły sobie taką rozmowę odbyć indywidualnie, już jakby poza naszą platformą. Bardzo dziękuję za nasze dzisiejsze spotkanie. Wiele ciekawych, bardzo ważnych wątków podjęłyśmy. Jak zawsze, miło mi się z Tobą rozmawiało.

BR: Wzajemnie.

DH: I oczywiście zachęcam do tego, żeby zaglądać na nasz portal i przeczytać artykuły, których jesteś autorem. Zachęcam do nagrań, w których brałaś udział. No i nie wiem, czy możemy zdradzić, że w serii „Rozwód bez Tabu” będzie pewnie kolejna rozmowa z Tobą. Ale to dopiero przed nami. 

BR: Jak najbardziej, możemy zdradzić i ja też serdecznie Wasz zapraszam. Naprawdę piszcie czy przez Samą Mamę, czy piszcie do mnie po prostu przez Messengera. Jestem dostępna w social mediach i jeśli macie pytania, to ja jestem dla Was. Naprawdę moja wiedza, moje doświadczenie są dla Was. I ja z ogromną przyjemnością się nimi podzielę.

DH: Cudownie. Bardzo Ci, Beatko, dziękujemy. Ja przesyłam Wam Wszystkim gorące pozdrowienia.

BR: Ja też.

DH: Życzymy Wam jeszcze spokojnego wieczoru. I do zobaczenia niebawem. Dziękuję bardzo.

BR: Do zobaczenia. Dziękuję bardzo. Dzięki, Dominika.

Transkrypcja i korekta – Anna Mudryk (anna.mudryk@gmail.com)

Zobacz także:

5 sposobów na uwolnienie się od negatywnych myśli