1

Dziś (2.06) ważny dzień, Dzień Macochy, który zresztą mam przyjemność sama obchodzić.

Dlaczego? Dlatego, że jest nas – macoch – miliony na całym świecie. Miliony kobiet, które wspierają swoich partnerów w opiece nad ich dziećmi z poprzednich związków. Cudownych kobiet, które angażują się i dbają o nie swoje dzieci. Dziś, mając świadomość tego, że publikacja znajdzie się na portalu SAMA MAMA, chciałabym zwrócić się do wszystkich expartnerek, których dzieci mają macochy, aby nieco odczarować stereotyp na temat tej roli, która znacząco została tak naprawdę ukształtowana przez świat baśni. Chyba każda z nas bowiem zna bajkę o Kopciuszku czy Śnieżce. Przyznacie zapewne, że wyłania się z nich mało sympatyczny obraz macochy jako kobiety dążącej do unicestwienia swojego pasierba czy pasierbicy. Dlatego też macocha nadal jest osobą negatywną i podejrzaną społecznie.

Jest kobietą, na której ręce, zachowania, słowa przyglądacie się wy mamy, ciocie, babcie i rodziny. Której tak jak Wam nie jest wcale łatwo.

Marzenia a rzeczywistość

Prawda jest taka, że w Polsce rozwodzi się co trzecie małżeństwo. Licząc związki nieformalne, można szacować, że w Polsce każdego roku macochami zostaje kilkadziesiąt tysięcy kobiet.

Bo jeśli po rozwodzie Wasz były partner nie postanowi wstąpić do klasztoru, to jest duże prawdopodobieństwo, że z czasem wejdzie w kolejny związek z kobietą, która dla Waszych dzieci, drogie expartnerki, wejdzie w rolę macochy.

Biorąc ślub, decydując się na potomstwo, zwłaszcza my kobiety, żyjemy w przekonaniu, że to „na zawsze”, „póki śmierć nas nie rozłączy”. Życie przynosi jednak już nie baśniowe, a realne sytuacje, na bazie których postanawiamy zakończyć nasze dotychczasowe związki.

Również my macochy często zastajemy rzeczywistość mało bajkową. Przecież w tych bajkach, którymi jesteśmy karmione od małego, miał być królewicz na białym koniu i nikt nie wspominał, że na tym koniu będzie jeszcze siedziała np. dwójka jego dzieci z poprzedniego związku. Tak jednak się dzieje. Rodzin patchworkowych przybywa i naprawdę należy się pokłonić, by z głową tworzyć takie relacje.

Także, droga expartnerko, chciałabym, abyś wiedziała, że ani dla Ciebie, ani dla macochy Twojego dziecka nie jest to łatwa rzeczywistość. To rzeczywistość, do której nikt nas nie przygotował. Wiemy od naszych mam i babć mniej więcej, jak być matkami, żonami, ale jak odnaleźć się w roli expartnerki lub macochy raczej żadna z nas nie słyszała. Również nasi byli partnerzy, nie mówiąc już o dzieciach, gubią się często w porozwodowej rzeczywistości.

Biorąc rozwody, często mamy przekonanie, że teraz to już będzie tylko lepiej.

Chcemy być silne, niezależne i szczęśliwe, uwolnione od związku, który nam nie służył.

Emocje po rozstaniu

Zazwyczaj podczas rozstań obwiniamy drugą stronę o rozstanie. Nie był wystarczający, zdradził, nie szanował itd. Nawet po rozwodzie latami żyjemy w złości na expartnera. W żalu i pretensjach o utracone lata życia i miłość, którą on popsuł. Idąc tą narracją, po rozwodzie żyjemy w złości na expartnera. Raz większej, raz mniejszej, ale w złości. Dlaczego? Bo w złości łatwiej jest żyć niż w żalu i pretensjach. Naturalnie zatem w miejsce miłości, która kiedyś nas łączyła, wchodzi złość. Złość, musicie wiedzieć, trzyma nas równie silnie z byłym parterem co miłość, nawet lata po rozwodzie.

W tych wszystkich emocjach z czasem on znajduje nową partnerkę. Tak, ten nasz były, który przecież jest straszny, podły itd. nagle znów się uśmiecha, dobrze wygląda, jest szczęśliwy. Z szacunkiem mówi o swojej aktualnej partnerce i zachowuje się tak, jak nigdy nie zachowywał w stosunku do nas. Nasze dzieci, wracając od taty, opowiadają o nowej cioci, z którą się fajnie bawią i spędzają czas.

Jeśli naprawdę nie jesteśmy pogodzone wewnętrznie z rozstaniem i nie wzięłyśmy odpowiedzialności za swój wkład, który doprowadził do rozstania, to tu zaczynają się schody.

Jestem i mamą, i macochą. Wiem, o czym mówię. Mam dziecko z poprzednim partnerem, jak również jestem macochą dla dzieci mojego obecnego partnera i powiem Wam jedno. Drogie expartnerki, powinno nam wręcz zależeć, aby stosunki z macochami naprawdę były przynajmniej neutralne, bo są to kobiety, które realnie mają wpływ na wychowanie naszych dzieci, angażują się w nie i dbają o nie.

Również powinniśmy trzymać kciuki za powodzenie nowego związku expartnera z nową kobietą, ponieważ nasze dzieci już tylko z naszych nowych związków mają okazję czerpać wzorce rodzinne, jakich my z naszym partnerem już im nie zapewnimy.

Krótko mówiąc– współpraca między expartnerką, expartnerem i macochą opłaca się nam wszystkim dla dobra naszych cudnych dzieci, których wcale nie niszczą rozwody, a porozwodowa rzeczywistość, której to my dorośli nie umiemy udźwignąć.

Nauka nowej roli

W swoich webinariach, kursach zwracam się do macoch, aby pomóc im odnaleźć się w tej roli. Mówię o tym, jak znaleźć swoje miejsce w rodzinie patchworkowej. Przyznaję, zwłaszcza młode, bezdzietne macochy niemające doświadczeń z dziećmi, często angażują się zbyt mocno i przekraczają wiele granic, wchodząc w role i obszar działania biologicznej mamy, czyli nasz.

Jeśli u Was się to dzieje, z pewnością to czujecie i reagujecie. Reagujecie bardzo często tak jak ja kiedyś, złością i wrogością do tej kobiety i do expartnera. To prowadzi do ciągłych konfliktów i życie w wielkim emocjonalnym uwikłaniu. Tematy alienacji rodzicielskiej, konfliktu lojalnościowego nie biorą się znikąd.

Co, gdyby zmienić front?

Co, gdyby pełne skupienie dać sobie?

Sprawdzić, czy ja jako expartnerka nie przekraczam granic?

Nie wymagam za dużo?

Nie przekraczam granicy nowej rodziny mojego expartnera?

Wiem – nie jest to łatwe – byłam tam.

To nie jest łatwe wiedzieć, że bajkę na dobranoc czyta Twojemu dziecku „obca »baba«”, że jakaś „pańcia” przytula się na kanapie z Twoim byłym i waszym dzieckiem. Przecież to mieliście być wy! Przecież miało być jak w bajce.

Niestety u nas rozwodników życie zaczyna się tam, gdzie kończą się wszystkie bajki. Nie było długo i szczęśliwie, nie było, póki śmierć nas nie rozłączy. Już nie razem, a oddzielnie żyjemy i wychowujemy nasze dzieci. Mamy prawo do bycia rodzicami takimi, jakimi umiemy być najlepiej. Musimy uszanować to, że jako rodzice będziemy mieć inne systemy wartości, a wraz z tym metody wychowawcze.

Podać przykłady? Proszę bardzo.

  • Kiedyś toczyłam bitwy o to, że syn wracał brudny od taty.
  • O to, że znów w weekend chodził spać zbyt późno.
  • O to, że u taty za długo grał w gry czy jadł Nutellę na śniadanie obiad i kolację.
  • Wkurzałam się, jak były partner nie mógł mi potwierdzić, czy zawiezie syna poza grafikiem ustalonych widzeń do lekarza, bo najpierw musi to skonsultować z nową partnerką.
  • Wkurzałam się, kiedy ona też przyjeżdżała odwieźć mojego syna w niedzielne popołudnie.
  • Wkurzałam się, kiedy syn opowiadał jakie wspaniałe rzeczy robił z ciocią.

Ale przestałam się wkurzać.

Dałam mojemu expartnerowi żyć nowym, swoim (już nie naszym) życiem.

Dałam szacunek dla jego nowej partnerki, dałam szacunek dla ich nowej rodziny.

Zrozumiałam, że to jest również rodzina mojego syna.

Doszło do mnie, że mój syn ma cudownego tatę, który partnerem może nie był cudownym, ale tatą dla naszego dziecka już zawsze będzie najlepszym, jakim umie być.

Zrozumiałam, że nie nastąpi koniec świata, jak syn wróci w brudnych ubraniach czy nie umyje zębów przez dwa dni. Ważne, że wraca szczęśliwy. A nawet jeśli czasem wróci z dąsem na tatę lub ciocię to póki to nie jest zagrożenie dla życia i zdrowia mojego dziecka, nie ingeruję w ich sprzeczki. Wierzę, że sami są w stanie je rozwiązać. Bo to ich dom, ich rodzina – nie mieszam się do tego, choć trzymam rękę na pulsie.

Tak samo zrozumiałam też, że ja będę najlepszą mamą dla naszego dziecka. Mimo że nie zawsze jestem cierpliwa, za dużo pracuję, za mało czasu bawię się z synem i tylko my, mamy, wiemy, ile sobie jeszcze same wrzucamy na barki w związku z naszym „nieidealnym” macierzyństwem.

Zrozumiałam, że jeśli nie będę więcej ingerowała w ich przestrzeń, uszanuję, że ta kobieta jest w moim życiu i życiu mojego dziecka – energia zacznie płynąć.

I tak się stało. Przestałam z siebie robić najlepiej wiedzącą matkę, która by najlepiej ustaliła zasady i reguły gry w ich domu podczas obecności w nim mojego syna.

Odbudowywanie siebie i relacji

Przestałam wydzwaniać kilka razy dziennie do syna pytać, jak jest u taty i czy tęskni. Zrozumiałam, czym jest konflikt lojalnościowy i w ilu niezręcznych sytuacjach stawiałam nie expartnera, nie macochę, a swoje własne dziecko.

Przestałam robić z dziecka powiernika moich problemów, przestałam z dziecka robić mediatora pomiędzy mną, a jego tatą. Przestrzegałam ustalonych kontaktów, nie grałam dzieckiem, kiedy były partner w czymś podpadł.

Często z zaciśniętymi zębami starałam się coraz częściej przy moim synu mówić dobrze o tacie, o jego partnerce. To co obserwowałam, przerosło moje przypuszczenia. Wszystko zaczęło się prostować. Każdy z nas zajął swoją właściwą rolę w naszej patchworkowej relacji. Ja przestałam wchodzić na ich obszar, on i ona w mój.

Nastąpiło uzdrowienie, oczyszczenie – nie wiem sama, jak to nazwać.

Oczywiście to nie stało się z dnia na dzień. Weszłam w pewnym momencie w głęboki proces samorozwoju. Przestałam widzieć błędy wszystkich innych, ale całą uważność skupiłam na sobie. Wyszłam z roli ofiary i wzięłam za siebie odpowiedzialność. Czytałam. Chodziłam na terapię, medytowałam, wchodziłam w głąb siebie. Z każdym dniem i miesiącem głębiej i głębiej

Odzyskiwałam pewność siebie (a może dopiero jej nabrałam) i spokój, którego tak bardzo mi od lat brakowało. Pogodziłam się z rozstaniem. Po latach od rozstania otworzyłam niby zamknięty pokój z nazwą „poprzedni związek”, otworzyłam go i zrobiłam tam porządek. Przyznałam przed sobą, gdzie ja popełniłam błędy, gdzie ja mogłam inaczej postąpić.

Zostawiłam też na zawsze 1% mojego serca na moją miłość do expartnera, do mężczyzny, z którym łączyło mnie kiedyś duże uczucie, o którym z biegiem lat, żyjąc w trudnym związku, zapomniałam. Bo przecież nie zawsze było źle. Kiedyś było wspaniale, kiedyś się kochaliśmy, mamy wspólne dziecko.

Uwolniłam to wszystko. Wreszcie domknęłam przeszłość. Otworzyłam ten pokój, w którym został straszny bałagan i posprzątałam. Uwolniłam to! Zadziała się magia.

Harmonia i spokój

Dziś po latach od rozstania wreszcie patrzymy sobie w oczy przy odbieraniu dziecka. Dziś zamienię kilka słów z jego nową partnerką, która za każdym razem zdaje mi relacje co i gdzie syn ma spakowane. Jeśli był chory, to jakie leki mu dawali i że u jej dziecka w szkole jest wszawica, więc profilaktycznie umyła specjalnym szamponem też głowę mojemu synkowi.

Czuję, że widząc to wszystko, mój syn zaczął oddychać. Jest szczęśliwy. Nie czuje tego napięcia pomiędzy nami wszystkimi dorosłymi. Wie, że ma dwa domy, wie, kiedy jest u taty, a kiedy u mamy. Wie, że w obu domach są inne zasady i reguły. Wierzcie lub nie, to daje poczucie bezpieczeństwa naszym dzieciom.

Tak, mój syn ma dwie rodziny. Mnóstwo osób, dookoła które go kochają i wspierają.

Nie wypytuję go o szczegóły po powrocie od taty – dziś wiem, że to jest złe i nasiało konflikt lojalnościowy. Nie żądam od expartnera, by przyjechał do mnie do domu naprawić łóżko naszemu dziecku, bo wiem, że to moja odpowiedzialność i mój dom.

Dziś wiem, że nasze wspólne życie dobiegło końca i że pierwszeństwo teraz ma jego nowy związek. Jego nowa partnerka. Dziecko w całej hierarchii jest oczywiście najważniejsze pod względem zaopiekowania i bezpieczeństwa, ale dziś nie burzę się jak syn mówi, że podczas pobytu u taty został na trzy godziny z nianią, bo ciocia z wujkiem wyszli do kina. Dziś szanuję i cieszę się, że dbają o swój czas. Wiem, bo sama dziś jestem macochą dla dzieci mojego partnera i wiem, jakie to wszystko jest cholernie trudne.

Wiem, jak w całokształcie ciężkie jest tworzenie patchworku i że nie powinniśmy w tym wszystkim sobie dowalać jeszcze negatywnymi emocjami w stosunku do siebie.

Opłaca nam się współpracować

Jeśli czytasz ten tekst expartnerko i czujesz, że macocha Twojego dziecka przekracza swoje granice, skontaktuj się ze mną. Pomogę Ci w tym trudnym momencie. Tu odruchowo działamy, niestety, często nie tak jak trzeba. Co jakiś czas organizuję też zamknięte spotkania on-line pt.: „Jak odnaleźć się w roli ex partnerki”. Dobrze jest o tym rozmawiać z kimś, kto przeszedł już ten etap i nie zamykać się tylko w swoich racjach. Tam, gdzie są racje, tam nie ma relacji. A rodziny patchworkowe głównie opierają się na poprawnej komunikacji, która prowadzi właśnie do poprawnych relacji.

Jeśli z kolei jesteś po rozwodzie i właśnie wchodzisz w nowy związek z parterem, który ma dziecko, to tym bardziej skontaktuj się ze mną, bo o macochowaniu wiem naprawdę chyba już wszystko. Mój kurs „Macocha wystarczająca” – jedyny taki kurs w Polsce – to kompendium wiedzy dla każdej macochy bez względu na wiek i staż macochowania. Łatwo jest wpaść w wiele pułapek w roli macochy. Dzięki webinarom, kursom i wszystkiemu, co robię w projekcie Patchworkowo Wariatkowo masz szanse wielu z nich uniknąć.

To naprawdę nie jest łatwe być tak blisko dziecka, a jednocześnie zachować granice i uszanować kobietę, która była przed Tobą. Kobietę, która często przedstawiana jest przez Twojego partnera jako wariatka i zła kobieta. Nie, ona nie jest zła, rzadko kiedy jest wariatką – ona żyje w złości.

Byłam tam wszędzie. I jako bezdzietna młoda macocha w pierwszym związku, która popełniła szereg błędów. I jako macocha już z własnym dzieckiem, w której to roli już jako dojrzała 40-latka znacznie lepiej umiałam się odnaleźć. Dziś podsuwam Wam rozwiązania, które zadziałały u mnie – kto wie, może będą też przydatne dla Ciebie. Warto szukać pomocy i dokształcać się na ten temat.

Finalnie pamiętaj, że cały czas jestem też expartnerką, której dziecku macoszkuje również nowa partnerka mojego byłego. Także wszystkie sytuacje z dnia codziennego, które Was zaskakują, nie są mi obce.

Wszyscy w patchworku jedziemy na tym samym wózku i warto zgłębiać doświadczenia i przemyślenia innych.

Niestety lektur, publikacji na ten temat jest jak na lekarstwo. Również na studiach z dziedziny familiologii tematowi rodzin patchworkowych poświęcanych jest zaledwie kilka godzin wykładów na 5 lat studiów.

To wszystko da się poukładać. Choć będę szczera – lekko nie jest. Mówi się, że średnio rodzina patchworkowa dociera się od 5 do 8 lat. Zgłębiając jednak wiedzę z obszaru psychologii, komunikacji i relacji, jesteśmy w stanie to przyśpieszyć i tworzyć bezpieczną porozwodową przestrzeń dla rozwoju naszych dzieci.

Zobacz także:

Rodzina patchworkowa

Zadbaj o dialog w rodzinie

Zdjęcie: James Besser on Unsplash