Wyjazdy za granicę w celach zarobkowych nie są niczym niezwykłym w dzisiejszych czasach. Często zdarza się, że kobieta zostaje w kraju z dziećmi, gdy jej partner wyjeżdża za granicę sam. Jest to sytuacja niekomfortowa i zdecydowanie trudna dla całej rodziny. Gdy mój mąż otrzymał ofertę pracy za granicą, nie byłam przygotowana na to, co będę musiała udźwignąć. Był to dla mnie czas niełatwy i pełen negatywnych emocji.
Problemy finansowe i decyzja o wyjeździe za granicę
Jako młode małżeństwo mierzyliśmy się z problemami finansowymi. Mąż kończył doktorat, a ja pracowałam na niepełny etat, aby swobodnie odbierać dziecko ze żłobka. Nie mieliśmy oszczędności, a większość naszych dochodów przeznaczaliśmy na koszty wynajmu mieszkania i opłacenie żłobka. Wiele razy musieliśmy prosić rodziców i teściów o pomoc finansową, żeby móc się utrzymać w dużym mieście. Po ukończeniu doktoratu mąż znalazł zatrudnienie na jednej z lokalnych uczelni. Jednak warunki zatrudnienia i pensja, którą otrzymywał, nie dawały nam zdolności kredytowej i uniemożliwiały poprawę sytuacji życiowej.
Gdy mąż otrzymał propozycję podjęcia pracy w zagranicznym ośrodku naukowym, na podjęcie decyzji mieliśmy tylko jeden dzień i zdecydowaliśmy się skorzystać z tej okazji. Warunki kontraktu dawały nam możliwość rozwiązania wielu naszych problemów.
Z początku kontrakt męża miał trwać 1,5 roku, jednak ostatecznie wydłużył się do prawie 4 lat. Docelowe miejsce pracy męża było w Azji Wschodniej i wyjazd wymagał posiadania wizy. Niestety rodzaj wizy, który ja bym otrzymała uniemożliwiałby mi podjęcie pracy na miejscu. Dlatego zdecydowaliśmy się, że ja zostanę w Polsce z dzieckiem i zatrzymam swoją pracę, która może nie była moją wymarzoną, ale w której otrzymałam już umowę na stałe.
Córka w dniu wyjazdu męża miała 3 lata.
Przytłaczające uczucie samotności
Przez cały okres, który spędziłam w Polsce, samotnie wychowując dziecko, towarzyszyło mi przytłaczające uczucie samotności. Nie mam tutaj na myśli jedynie oczywistego fizycznego braku drugiej osoby, ale przede wszystkim samotność emocjonalną. Czułam, jakby najbliżsi skupiali się tylko na samopoczuciu mojego dziecka i na jego potrzebach, a nie zwracali uwagi na moje. Zupełnie jakbym była tylko tłem. Ja miałam być silną, zaradną matką, która „nie ma prawa się załamać” i musi sobie radzić ze wszystkim. Brakowało mi wsparcia emocjonalnego. Kogoś, kto chciałby mnie wysłuchać, bez udzielania rad lub porównywania mojej sytuacji do tych, „którzy mieli gorzej”.
Konieczność samodzielnej opieki nad kilkuletnim dzieckiem spowodowała, że wycofałam się społecznie. Miałam czas na wyjście na kawę, gdy dziecko było w przedszkolu, a moi znajomi wieczorem lub w weekend, kiedy ja nie zawsze miałam z kim zostawić dziecka. Z czasem znajomości się ulotniły, bo praktycznie za każdym razem odmawiałam udziału w spotkaniach. Moi znajomi nie mieli dzieci, dlatego też nie do końca rozumieli moją sytuację. W końcu zostałam bez przyjaciół i bliższych znajomych.
Rodzice i teściowie mieszkali poza moim miejscem zamieszkania, dlatego nie mogłam korzystać z ich pomocy tak często, jak potrzebowałam. Mąż przyjeżdżał do domu raz w roku na 2 tygodnie (!). Ten czas zwykle poświęcaliśmy na wizyty u rodziny, żeby mąż mógł spędzić czas z rodzicami i siostrą.
No właśnie, a co z czasem dla mnie?
Moje potrzeby zeszły na dalszy plan
Łączenie samodzielnej opieki nad dzieckiem, pracy i obowiązków domowych było dla mnie bardzo wyczerpujące. Przestałam myśleć o swoich potrzebach i je komunikować. Zdarzało się, że zasypiałam o 21:00 w ubraniach na kanapie. Bywały dni, gdy jadłam tylko jeden posiłek. Skupiałam się na tym, aby wypaść przed wszystkimi (rodziną, mężem, pracodawcą) idealnie i udowodnić, że ze wszystkim sobie radzę i nie zawodzę. A gdy zawiodłam, choćby w najmniejszym stopniu, dostawałam napadów paniki.
Gdy córka chodziła do przedszkola, bardzo często chorowała. W pewnym momencie takie sytuacje zaczęły dziać się tak często, że byłam zmuszona zrezygnować z pracy na etacie i poszukać pracy zdalnej. Niestety, to jeszcze bardziej pogłębiło mój problem wycofania społecznego i obniżyło moje poczucie własnej wartości.
Rozwój osobisty receptą na kryzys
W pewnym momencie zapragnęłam zmienić moją sytuację, ponieważ męczyło mnie życie w ciągłym „zawieszeniu”. Zaczęłam zapisywać się na rożne kursy, a nawet studia podyplomowe i w nich aktywnie uczestniczyć. Zaczęłam wychodzić z domu i poznawać nowych ludzi. To dawało mi radość i siłę oraz pozwoliło spojrzeć na moją sytuację z innej perspektywy. A przede wszystkim znalazłam sobie cel, do którego dążyłam, i coś, co zaczęło określać moje „ja”. Mimo że wiele osób z mojego otoczenia zadawało mi pytania „I po co Ci to?”, ja nie rezygnowałam z realizacji swojego planu i dalej szukałam dla siebie różnych form rozwoju.
Dzięki temu, że zdecydowałam się na taką formę aktywności, udało mi się znaleźć swoją pasję i odkryć to, co tak naprawdę chcę robić w swoim życiu. A dodatkowo udowodniło mi, że jestem w czymś naprawdę dobra i że ludzie mnie za to cenią. Myślę, że dzięki temu udało mi się pokonać kryzys i całkowicie się nie załamać.
Konsekwencje długotrwałego stresu
Stan ciągłego napięcia, w który się wprowadziłam, doprowadził mnie do choroby autoimmunologicznej i neurologicznej, co skończyło się rehabilitacją. Oprócz uszczerbków na zdrowiu fizycznym bardzo ucierpiała też moja psychika. Do dziś zmagam się ze stanami lękowymi, fobią społeczną i perfekcjonizmem.
Gdybym mogła cofnąć czas, drugi raz nie zdecydowałabym się na tak długą rozłąkę. Myślę, że więcej mogłabym zyskać, wyjeżdżając za granicę razem z mężem. Ostatecznie musiałam przecież zrezygnować z pracy na etacie i podjąć się pracy zdalnej, a córka była na tyle mała, że mogła wyjechać i uczęszczać do anglojęzycznego przedszkola na miejscu, jednocześnie ucząc się języka.
Nie porównuj się do innych
Wiem, że wiele kobiet, które są lub były w podobnej sytuacji, dobrze radzą sobie z samotnością. Ja niestety nie należę do tej grupy i jeśli Ty, Czytelniczko, również, to wiedz, że nie jesteś gorsza czy słaba. Każda z nas przeżywa różne życiowe sytuacje inaczej i powinniśmy dać sobie prawo i przestrzeń na przeżywanie emocji na swój sposób. A gdy czujemy, że coś nas przerasta, szukajmy pomocy i wsparcia u psychologa.
Teraz gdy kolejny raz pojawiła się okazja wyjazdu za granicę, od razu powiedziałam, że jedziemy razem z mężem niezależnie od długości kontraktu. I po roku na emigracji cieszę się, że to zrobiłam.
Zdjęcie: Anthony Tran on Unsplash
Zobacz także:
Miłość nie zna granic, czyli praca za granicą a szczęśliwa rodzina
Z wykształcenia jestem ogrodnikiem, a moją specjalizacją jest uprawa i pielęgnacja roślin ozdobnych. Pisaniem poradników dla ogrodników amatorów zajmuję się od ponad 5 lat. Cieszę się, gdy moja wiedza trafia do coraz szerszego grona odbiorców.