środa, 7 czerwca
0

Z dziennika mamy dzieci z ASD o bezsilność, która towarzyszyła mi za często.

Gdyby ktoś się mnie zapytał, z jakimi emocjami najczęściej przychodziło mi się kiedyś mierzyć – odpowiedziałabym, że z bezsilnością.

Prawda jest taka, że chociaż moje dzieci (11 i 8 lat) są autystyczne i wysokofunkcjonujące, to dużo zależy od tego jakie mają dni. Bo one tak samo jak każdy zwykły człowiek miewają dni lepsze i gorsze, tyle że gorsze są ze zwiększoną siłą.

Gorsze dni objawiają się dużą wrażliwością na bodźce. Szybciej odpalają się im emocje i najczęściej są to gniew, złość, agresja słowna i fizyczna, brak granic.

Mała rzecz potrafi urosnąć do problemu na skalę globalną. Mała zabawka z jajka niespodzianki jest bardziej wartościowa i ważna niż wszystko inne. Wówczas żadne argumenty, tłumaczenia nie działają.

Wówczas najczęściej chciało mi się po prostu płakać. Pragnęłam wyjść z domu i wrócić za kilka lat, wyjechać i zostawić to wszystko. Czułam się mała, słaba, przytłoczona tym wszystkim. Czułam niesprawiedliwość, że inni mają „normalne dzieci”, a ja nie. Że inni rodzice nie muszą stawiać czoła takim sytuacjom, że jestem zmęczona tym wszystkim.

Ze starszym czułam się jakbym przeciągała czołg. Jak jest dobrze to czołg ma spuszczony hamulec i idzie lżej, natomiast kiedy jest źle to hamulec jest zaciągnięty, a ja na siłę pcham. Z młodszym to utrzymywanie dzikiego konia, który rwie do przodu bez zastanowienia, bez instynktu samozachowawczego.

Bezsilność jest emocją, której celem jest pokazanie nam, że nie na wszystko mamy wpływ. Niestety. Są rzeczy, wydarzenia lub okoliczności, w których nie możemy nic zrobić.

Odczuwalna bezsilność nauczyła mnie:

  1. Konieczności ciągłego dbania o siebie i swój stan psychiczny. Lubię używać terminu „wewnętrzna bateria”. Kiedy jest źle to właśnie ta siła, ta energia sprawiają, że mogę przetrwać ten trudny czas. Dlatego na bieżąco uzupełniam jej pokłady, poprzez zaspokajanie swoich potrzeb. Dzięki temu mam więcej wyrozumiałości dla dzieci i siebie, trudniej ulegam emocjom takim jak złość, gniew czy irytacja.
  2. Proszenia o pomoc. Kiedy bywa źle, a ja nie daję już rady (kiedy siła natężenia moich synów jest większa niż moja wewnętrzna). Wówczas proszę o pomoc, albo bliskich albo kontaktuję się z psychologiem. Możliwość poradzenia się, skonsultowania, wygadania albo „sprzedania na chwilę” jednego z nich do babci lub cioci, zwiększa szansę na przetrwanie tego okresu w miarę łagodnie za równo dla nich, jak i dla mnie.

Kiedyś miałam przekonanie, że ja jako mama, sama powinnam stawiać czoła wszelakim trudnościom. I stawiałam, lecz płaciłam za to zbyt wysoką cenę, która nie była konieczna.

Dziś wiem, że proszenie o pomoc to nie jest ujma, że nie jest to oznaka słabości. To oznaka siły, bo prosząc o wsparcie okazuję, że ja też jestem w tym wszystkim ważna.

Kolejną rzecz, która nauczyło mnie doświadczenie bezsilności to odpuszczanie

Kiedy nie mam nad czymś kontroli (a jak się autystyk na coś zafiksuje to z kontrolą bywa różnie), a jest taka możliwość to odpuszczam. Wówczas idą spać bez umytych zębów, czasem obejrzą dłużej film, powalam się bardziej wybrudzić, odpuszczam sprzątanie. Jeżeli nie zagraża to ich życiu lub zdrowiu i jest możliwe do odpuszczenia to po prostu odpuszczam.

Nie lubię bezsilności, jak większość ludzi, nie lubię nie mieć na coś wpływu, sposobu, możliwości działania. Lecz wiem, jak mimo wszystko doświadczanie tej emocji jest ważne. Czasem właśnie w tym momencie możemy dowiedzieć się czegoś o sobie, dostrzec wartościowych ludzi wokół siebie, którzy nam pomogą. Warto poszukać wsparcia, bo przekonanie, że sami musimy „dźwigać ten krzyż” jest niszcząca.

Bezsilność pokazuje granice, ale te granice mogą się zmieniać

To, że nie możesz czegoś „tu i teraz” nie oznacza, że zawsze tak będzie. Kiedy brakuje Ci siły i pomysłu, daj sobie czas i szansę, pozwól by inni Ci pomogli.

Zobacz inne artykuły: